czwartek, 28 marca 2013

Orlando part II

Wróciłam już do chłodniejszego Jersey z cieplutkiego Orlando na Florydzie.

Muszę jednak powiedzieć, że trochę się zawiodłam, może dlatego ,że tym razem nie miałam przy sobie Linki i Krissa z którymi mogła bym konie kraść. Wiem, że wszystko z czym kojarzy się Orlando to Magic Kingdom - Disney World . Jednak całe miasto kręci się nie tylko w okół tego jednego królestwa baśni dla dzieci .. co chwilę powstają jakieś nowe, Universal studio, Fantasyland, Sea world i tego typu rzeczy.. miasto kompletnie skomercjalizowane, sklep z upominkami na każdym kroku, odległości od jakichkolwiek ciekawych miejsc są masakryczne, co gorsza nie mogę sama na siebie wypożyczyć samochodu bez którego w Stanach nie jest łatwo się poruszać :( Jednak starałam się dojść na piechotę jak najdalej i zobaczyć jak najwięcej :) nie brałam nawet pod uwagę tych całych wyimaginowanych światów Walta Disneya , nie żebym nie lubiła tych filmów, wręcz przeciwnie ;) Wychowałam się na tych bajkach i do głównych postaci żywię nie małą sympatię , jednakże ograniczał mnie czas i budżet , nie będę płaciła 100$ żeby wejść do takiego parku , po czym przy każdej atrakcji czekać 45 minut żeby zjechać na zjeżdżalni , wybaczcie, może Was zawiodłam ale to nie moje priorytety ;) Żeby nie było, że nic nie zobaczyłam.. wybrałam się do Muzeum słynnego serialu CSI - nie wiem czy udało mi się przynajmniej raz w życiu zobaczyć ich odcinek do końca.. po prostu przestałam oglądać telewizję, poza National Geographic i Discovery , przestałam wychwytywać jakiekolwiek cenne informacje z kanałów kablówki. Jednak w muzeum była niezła zabawa .
 Przed przekroczeniem głównych drzwi do wystawy należało nałożyć na siebie kulo odporną kamizelkę i nasza przewodniczka wydawała nam jedno ze śledztw. Moim zadaniem było znalezienie mordercy jednej z kobiet zidentyfikowanej jako Diana Reiley, leżącej przy śmietniku taniego Motelu. Przechodziłam przez kilka sekcji które należało odpowiednio rozszyfrować, takich jak wykaz ostatnich wiadomości które wysłała, odciski palców, toksykologia, nie obeszło się bez sekcji zwłok, jednak wizualnie ( mam na myśli przez pokaz na stole w 4D) nie chciała bym raczej ujrzeć tych wszystkich rzeczy nawet na sztucznym ciele ;)  Po wszystkich analizach doszłam do tego, iż zabiła ją jej zazdrosna przyjaciółka , która zamiast podając jej Kokainę podała  narkotyk ponad 8 razy mocniejszy - Fentanyl Fentanilid , który natychmiast doprowadził do jej zgonu. Po rozwikłaniu całej zagadki otrzymałam nawet certyfikat ;) z ciekawszych wystaw było też 'Body exhibition' Czyli wystawa ciała człowieka w najmniejszym wydaniu, czyli można było zobaczyć, skórę, mięśnie , tkanki , żyły należące do naszej rasy , wszystko w najmniejszych szczegółach , byłam już na tej wystawie w Las Vegas więc nie widziałam większego sensu żeby oglądać ją ponownie, jednak jest ciekawa tak czy inaczej ;)
Jako, że nie chciałam marnować mojego jedynego dnia wolnego w Orlando po mojej wycieczce do CSI musseum , gnałam przed siebie w kierunku przeciwnym od hotelu. Gdzie żar z nieba zaprowadził mnie do Angielskiego Pubu z czerwonymi budkami telefonicznymi tak bardzo znanymi w królestwie Królowej Elżbiety. Jako, że nie mieli ani kawy ani herbaty, a alkohol mam prawo dopiero tknąć za miesiąc , to zdecydowałam się na trujący moją dwunastnicę napój energetyzujący, przy którym w powiewach ciepłego wiatru , studiowałam z natchnieniem losy XV wiecznego Bizancjum i szlaków wędrówki Mnichów z Wołoszczyzny. O czym mowa ?! O niesamowitej książce "Historyk" Elizabeth Kostovej, po przeczytaniu książki czułam niedosyt którego nie mogę zaspokoić kolejną książką :( i mam chęć na podróż na tereny Węgier czy Bułgarii jak i Państwo podbite przez Mehmeda II- Konstantynopol - bardziej znany jako Istanbul. Książka ta towarzyszyła mi przez cały czas trwania podróży, dzięki niej niestety udało mi się lekko 'spalić' na słoneczku, czego od kilku lat nie zrobiłam :P Możecie mi nie wierzyć , ale przez 4,5 miesiąca jakie spędziłam na Krecie nigdy nie nabawiłam się oparzeń słonecznych, moja skóra wręcz przyzwyczaiła się do takowego klimatu i oszczędzała mnie jak tylko się dało :) Z Torri za punkt zwiedzania obrałyśmy sobie kierunek do odwróconego do góry nogami budynku , udało nam się wejść do środka, mówię udało, bo do kasy biletowej czekało jakieś 100 osób, ja nie należę do osób najcierpliwszych , a Torri nie lubi tłoku tak więc jak weszłyśmy tak wyszłyśmy nie wiem czy powinnam żałować czy nie.


Na zawodach Cheerliderek , drużynom moich host rodziców poszło całkiem nieźle :) Dwie drużyny zajęły 1-wsze miejsca i jedna drużyna 3-cie miejsce. Wtorek, który był naszym dniem podróży niebywale mnie zmęczył i wybaczcie ale nie byłam w stanie opisać całej mojej wyprawy, dlatego robię to dopiero teraz. Teraz zbliżają się święta Wielkanocne więc pewnie to będzie następnym moim tematem , jak również akcja uśmiechu w NYC w którym mam zamiar brać udział w Wielką Sobotę w New York :) tak więc do usłyszenia , pozdrawiam :)







piątek, 22 marca 2013

Orlando, FL

Jak to w ostatniej notatce udało się co niektórym zauważyć jestem na Florydzie w Orlando na dłuższy weekend :) Głównie będę tu zajmować się Torri ale dziś miałam też cały dzień na małe zwiedzanie. Przyjechałam z moją host rodzinką na zawody Cheerlederek , dużo dzięki temu pozwiedzamy :)
Ale opiszę pokrótce nasz pierwszy dzień.
Podróż samolotem z Newark do Orlando mimo wczesnego lotu wcale mi nie przeszkadzała, co jest dosyć niezwykłą rzeczą, zazwyczaj po podróży samolotem czuję się bardziej zmęczona, a niżeli po kilkugodzinnej jeździe autem. Jestem jednak pewna, że wpłynęło na to słońce i 25 stopni Celcjusza które nas przywitało. Po wypożyczeniu samochodu w drodze do hotelu zatrzymaliśmy się na późne śniadanie i ze smakiem popijaliśmy kawę - te w samolocie są po prostu okropne :( Po szybkim zameldowaniu się w hotelu udało mi się troszkę rozpakować i wskoczyć do ciepłego basenu z nad którego pisałam wczorajszą notatkę. Nabrałam troszkę rumieńców i stwierdziłam, że mając wolne popołudnie zgrzeszyła bym tak je bezczynnie marnując, więc po powrocie do pokoju zastanawiałam się gdzie by mnie to broszury poniosły. Kiedy już niemal zdecydowałam się na to, że po prostu pójdę przed siebie i zobaczę co znajdę po drodze otrzymałam zaproszenie od moich hostów na kolacje.

Więc wybraliśmy się do "Fogo De Chao" , wspaniała restauracja z przepysznym Brazylijskim mięsem.
Jako absolwentka szkoły gastronomicznej byłam na prawdę zachwycona serwisem specjalnym jak i wystrojem restauracji. Na czym polegał cały myk, serwisu specjalnego?!
Otóż pierwsze co nasz kelner, wytłumaczył zasady jakie panują w ich restauracji, pierw należało skorzystać ze Szweckiego bufetu, który znajdował się na środku sali, na którym głównie były sałatki, francuskie sery oraz carpaccio z polędwicy, po czym taki aperitif należało uzupełnić daniem głównym . Kiedy klient jest gotowy na główne posiłki po prostu odwraca karteczkę znajdującą się po jego prawej stronie z czerwonej na zieloną. W tym momencie podchodzą do klienta szefowie kuchni, którzy przychodzą z nabitym na długi żelazny pręt mięsem, mówią jakie to mięso i czy klient jest zainteresowany, oczywiście warto spróbować każdego mięsa jakie nam przynoszą , bo nie podają nam ogromnego kawałka steku tylko małe porcje. Jest to na zasadzie 'All You can eat'  czyli jemy do oporu :P Co jest ulubioną czynnością nie jednego z mężczyzn, chociaż i mi to odpowiadało.




 Co najciekawsze, na jednej zmianie pracuje od 10 do 15 takich szefów kuchni zajmujących się jedynie tym mięsem, każdy z nich przynosi do stolika własne mięso. Pomysł ten narodził się pierwotnie w Brazylii jest tu dosyć ekskluzywny i niebotycznie drogi.. ale warto spróbować. Restauracja ta mogła pochwalić się również niesamowitą winnicą , której widokiem nie mogłam się nacieszyć, pomyślę nad czymś takim w mojej restauracji (jeszcze nieistniejącej) .



czwartek, 21 marca 2013

ZSGH!!!

Tak, post będzie na temat mojej szkoły w Polsce...
Dlaczego akurat teraz, skoro już ją skończyłam?!
Bo na wiosnę zawsze wracają do mnie miłe wspomnienia kiedy do zdecydowałam, że pójdę na dni otwarte do kilku szkół. Z 'kilku' wyszło na to, że zobaczyłam tylko 3 , a mianowicie Ekonomik - który znajdował się za drzwiami mojego gimnazjum, Chemik - do którego byłam przekonana że pójdę, no i Zespół Szkół Gastronomiczno-Hotelarskich - do którego skierowałam swoje kroki jedynie ze względu na znajomych, którzy chcieli zobaczyć szkołę.

Oczywiście nie mając większych wymagań zrobiłam 'obchód' i mimo mojego zdecydowania, że chcę kontynuować pracę nad chemią wybrałam Gastronomik. Na moją decyzję wpłynęła głównie atmosfera panująca na dniach otwartych. Bardziej czułam się jak w Amerykańskim Collegu a niżeli w Polskiej Szkole ponadgimnazjalnej. Wiecie, do każdej sali do której wchodziliśmy, częstowali nas jedzeniem, osoba prowadząca mówiła z takim zapałem o swoim kierunku, że można by pomyśleć, że nauka dla nich to zabawa :) Chyba głównym czynnikiem który wpłynął na moją decyzję była szeroka oferta zagranicznych wyjazdów - w tym czasie wyjeżdżali uczniowie głównie do Niemiec i na wycieczki do Anglii, jak również opinie o nauczycielce chemii (sieki) Wszyscy wspominali jaka to z niej wymagająca nauczycielka, jako, że takich nauczycieli lubiłam - miałam po prostu do nich respekt i sympatię dzięki mojej Chemiczce z gimnazjum , P. Justyny Buli którą nade wszystko będę wysławiać wśród chemików :) Najmilsze jednak wspomnienia mam właśnie z technikum. Pierwszy rok mojej szkoły głównie opierał się na samej nauce i angażowaniu się w szkolne organizacje. Po nadmiarze odpowiedzialnych funkcji w Gimnazjum starałam się raczej nie wychylać, żeby głównie zająć się nauką - w tym czasie też zaczęłam śpiewać w zespole więc głównie zajęłam się tym jak i graniem w siatkówkę.. jeśli tak to można nazwać :P Gastronomik od lat posiada jedną z lepszych drużyn piłki siatkowej dziewczyn, więc wstąpienie do 'dream teamu' nie było takie proste ;) W klasie 2 usłyszałam o projekcie Leonarda Da Vinci, którym zajęła się nasza szkoła, na czym to polegało ? Otóż , 20 uczniów naszej szkoły (były 4 wyjazdy więc w sumie 80) mogło wyjechać na praktyki/ staże w restauracjach oraz hotelach w Państwie najlepszej czekolady oraz browaru , czyli Belgii głównie w okolicach Leuven i Tienen, ponad 3 tygodnie niesamowitych doświadczeń rzemieślniczych, doskonalenia języka, wycieczek oraz dobrej zabawy ;)

Nic nie zbliża bardziej ludzi, a niżeli wspólne wyjazdy. W tym samym roku 'doszkalałam' się również w Hotelu "Neo" w Tarnowskich Górach, praktyki są fajną odskocznią od całorocznego siedzenia w ławkach ;) Chyba mój wyjazd do Belgii rozbudził na dobre mojego ducha podróżnika :) Tak więc kiedy na 3-cim roku mojej nauki w ZSGH usłyszałam, iż szkoła pracuje nad współpracą z hotelami goszczącymi na Greckich wyspach , od razu rzuciłam się na formularz zgłoszeniowy jak na świeże bułeczki ^^ w między czasie odbywałam praktyki w restauracji "Figaro" w Radzionkowie pod czujnym okiem Leszka Machonia, Wicemistrza Polski w barmaństwie - od kogoś musiałam zapoczątkować swoje hobby :D . Kiedy otrzymałam już oficjalną propozycję wyjazdu na Praktyki na Krecie, stwierdziłam, że mam już doświadczenie w kuchni, jako kelnerka i za barem, więc szukałam czegoś innego żeby się rozwijać... P. Barbara Tarka niczym grom z jasnego nieba , zeszła z propozycją pracy Animatora w Hotelu , od razu zastrzegła, że jeśli zdecyduję się na tą funkcję będę musiała pracować 4 miesiące , a nie 3 jak to wszyscy.. wszystko jest po coś, tak więc niemalże bez wahania podjęłam pozytywną decyzję. Spędziłam na Krecie najpiękniejsze 4 miesiące mojego życia..
Po powrocie do szkoły czułam się jak w kompletnie innym świecie.. miałam większą chęć do działania, do nauki i niezmiennie do podróżowania :) Moje doświadczenie zaowocowało, dobrymi kontaktami i już po 2 tygodniach mojej klasy maturalnej wróciłam na wyspę żeby zająć się 2-ma grupami :) Obowiązki jednak wzywały i trzeba było po 2 tygodniach wrócić do szkoły. Jako, że nie umiałam usiedzieć w miejscu, a w weekendy pracowałam, podszkalając swój zawód, starałam się dostać na Olimpiadę Młodych Barmanów o której dowiedziałam się od Pani Dyrektor , moim promotorem została Pani Janik, z którą po czasie udało mi się wyjechać do Warszawy na finał konkursu i przy okazji wygrać główną nagrodę :D

(Nie myślcie, iż było to takie hop-siup, kosztowało mnie to trochę pracy), przed finałem wraz z Panią Piorun i Panią Pilarek udałam się na tygodniowy program 'Euroweek' w okolice Bystrzycy, program prowadzony był przez wolontariuszy z kilku krajów aby łamać nie fajne stereotypy apropo swoich krajów jak również opowiedzieć trochę o możliwości wolontariatu i akcji młodzieży w UE. Naładowani pozytywną energią po wyjeździe zaprosiliśmy 4 wolontariuszy w skromne progi naszej szkoły - miałam przyjemność całą czwórkę gościć w swoim domu co było też super doświadczeniem.
Artykuł naszych przyjaciół z tego samego wyjazdu

 Jak by tego było mało na klasę maturalną w szkole odbyła się prezentacja w temacie Au Pair in America - czyli rocznym wyjeździe poza Ocean Atlantycki w poszukiwaniu przygód i usamodzielniania się. Z którego po raz kolejny skorzystałam. A teraz co?! Dzięki tym wszystkim możliwościom , siedzę sobie przed basenem Marriott hotel na Florydzie i piszę tego posta.
 Mam większe chęci do rozwoju i po prostu jak bym mogła to wielu nauczycieli bym na plecach nosiła za możliwości jakie dostałam :)
Jestem absolwentką z tytułem Technika organizacji usług Gastronomicznych, z maturą ;) i obszernym bagażem doświadczeń i przygód . Jedyne co mogę zrobić dla szkoły to tylko polecić ją kolejnym pokoleniom.
Jeśli chcecie przejrzeć stronę szkoły zajrzyjcie tutaj :)
A tutaj filmik o szkole :)

niedziela, 17 marca 2013

Mętlik

Wczoraj moi Host rodzice zapytali mnie czy nie chciała bym spędzić z nimi kolejnego roku..
Niby myślałam o tym już od kilku miesięcy, pierwszy miesiąc byłam pewna, że znienawidzę to miasto, w drugim miesiącu poznałam kilku ludzi spodobało mi się i nawet byłam skłonna myśleć o rozpoczęciu tu studiów, w kolejnym miesiącu nie chciałam nawet słyszeć nawet o takiej opcji i klęłam na wszystko i wszystkich w tym mieście, że ludzie fałszywi, nie można nikomu ufać , miasto brudne, niebezpieczne.. skumulowało się to jeszcze z huraganem 'Sandy' i moim wyjazdem na West Coast - którym byłam zauroczona.. później jakoś dawałam radę chociaż miałam ciężkie momenty.. Czy ktokolwiek powiedział że będzie łatwo ?! Nie. Dlatego trzeba było zacisnąć zęby i iść dalej, tu ważną rolę odegrali moi kompani w podróży na Florydę :) Trochę zmienili pogląd i podejście do sytuacji w jakiej się znajdowałam , zresztą moje wakacje w styczniu pomogły. Czas od nich biegnie coraz szybciej, a ja nie wiem nawet w którym konkretnie momencie podjęłam decyzję , że choćby nie wiem co wyjeżdżam do domu po zakończeniu tego roku.. tak więc nie angażowałam się uczuciowo - baaa.. omijam tego uczucia jak ognia ;P Nie chcę komplikować sobie i tak już zawiłego umysłu :P
Ale po naszej rozmowie i godzinnych rozmowach z sąsiadami , znajomymi z kościoła przeszło mi przez myśl, a gdybym została?! Było by mi łatwiej za kilka lat?! I wiem, jestem pewna, że by było. Po studiach tutaj w stanach praca jest niemalże na wyciągnięcie ręki.. zaliczenie tych uczelni nie jest też jakieś mega trudne. Jednak nie potrafię być taką egoistką i patrzeć tylko na siebie. Zresztą nawet nie wiem czy może po prostu nie jestem za słaba na pozostanie tu samej przez 4 lata (przynajmniej) nauki. Za bardzo bym tęskniła za rodziną, przyjaciółmi, możecie się śmiać ale tęsknię po prostu za polską, za ładnymi krajobrazami, za rzekami, górami , lasami.. Za moim ogrodem, gdzie przy ognisku z moim bratem i Radziem piłam wino z butelki, za szczekaniem mojego Cezara przy furtce, gdy wrócił 'ze swoich spraw' .. Kocham to miejsce w którym spędziłam tyle lat i nie mogła bym zostać tutaj, żeby tylko łatwiej zarobić pieniądze, nie czując w tym momencie nawet sympatii do uliczek w tym mieście. Europa jest otwarta, jeśli będzie zbyt ciężko wezmę pod uwagę emigrację do innego kraju .. ale nie chcę się tym jeszcze martwić. Na chwilę obecną studia i rodzina.

czwartek, 14 marca 2013

Malala's Day

Czy zastanawialiście się kiedykolwiek jak wyglądało by nasze życie bez edukacji ?!
Nie mówię, że każdy z nas jest orłem, ale wyobraźcie sobie nie mieć możliwości korzystania nawet ze szkoły podstawowej ?! Ile przyjemności by nas ominęło, nie wiedzielibyśmy nawet do czego służy liczydło, albo że słowa dzielą się na sylaby. Mało tego, słowa które wypowiadamy ( łatwo nauczyć się ze słuchu) - nie mielibyśmy pojęcia że można je przeliterować.. a spisać na kartkę papieru ?!
Za każdym razem gdy wspominam tutaj, że jestem z Polski i słyszę pytanie "yy.. Is it  somewhere in South America ?" To krew mnie zalewa.. oczywiście nie mówię że wszyscy tak mają ;) - to chyba tylko dlatego że 3/4 z tych osób mają w rodzinie kogoś z Polski :) ale tak czy inaczej cieszę się, że jestem w stanie rozlokować państwa na odpowiednich kontynentach przynajmniej.
Dlaczego zaczęłam w ogóle ten temat ?!
Jak już wspominałam chodzę 3 razy w tygodniu na klasy ESL (English as Second Language), na których dowiaduję się bardzo dużo, mimo iż nie biegniemy z materiałem jak to było na moich lekcjach Hiszpańskiego, to nasza nauczycielka jest bardzo pozytywną postacią. Wczoraj po raz pierwszy usłyszałam o Malali Yousafzai jest to 14-letnia dziewczyna z Pakistanu, która jest jedną z niewielu kobiet które chodzą do szkoły. Głownie dlatego, że szkołą do której chodzi ma powiązania z jej ojcem, ale to nie ważne. Dziewczyna ma dopiero 14 lat, a jawnie walczy o prawa kobiet do możliwości rozwijania się i edukacji. Jest niezwykle inteligentna, mówi płynnie po Angielsku, od kiedy jej pozycja umocniła się w prasie ? Od kiedy to została postrzelona w głowę w październiku zeszłego roku. Jak możemy się domyślić, w jej kraju nie każdemu podobało się to, że kobiety mogą mieć więcej praw- człowiek wykształcony ma większe prawa i możliwości, których jest świadom. Nie staje się tylko marionetką manipulowaną przez trzecią obsobę.. Malala przeszła rekonwalescencję w Szpitalu w Wielkiej Brytani i ma się rewelacyjnie. W jednym z wywiadów powiedziedziała "Moją misją jest pomagać innym" , czy jest normalne aby 14-letnia dziewczyna po tak traumatycznym przeżyciu dalej walczyła o swoje racje?! Dla mnie jest niesamowitą i kolejną inspiracją.. aby nigdy się nie poddawać.
12 Lipiec (dzień jej 16-stych urodzin) jest ogłoszony dniem Malali, tego dnia odbędzie się zgromadzenie w sali Zjednoczenia Narodów w New York City. Jeśli ktoś będzie miał możliwość , wydaje mi się, że będzie to nie lada interesujące doświadczenie.

niedziela, 10 marca 2013

Friends surprices :)





Czy prawdą jest, że mając wielu przyjaciół nie mamy ani jednego ?!
Związki przyjacielskie(ang. friendships) - jedne z najważniejszych związków w naszym życiu. Jednak czy utrzymując kontakt z wieloma osobami który nazywamy właśnie 'friendship' nie jest tylko naszą iluzją i wyidealizowanym wytworem naszej zwykłej znajomości ?
Mam kilka takich osób w głowie z którymi wspomnień nie da się wymazać z pamięci, a odległość nie jest aż taka ważna.. bo mimo, że nie raz za nimi tęsknię jestem pewna, że nie raz jeszcze znajdziemy okazję żeby nadrobić nasze rozłąki. Także tutaj znalazłam, kilka osób z którymi spędzanie czasu odbywa się niczym oddychanie, jest tak naturalne i jednocześnie potrzebne, iż czuję jakbym znała ich wieki (wiem, że tak nie jest).. ale są Oni mi tutaj bliscy. Umiem rozróżnić tych ludzi na których mi zależy i tych na których trochę mniej, czy więc na prawdę oszukuję sama siebie?! Mam nadzieje, że nie. Dziś mój dzień mogę zaliczyć do troszeczkę zwariowanych, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nie był to może najlepszy początek dnia, gdyż zapomniałam przestawić czas z zimowego na letni i w efekcie zaspałam na mszę ( tak chodzę tu do kościoła) , zdążyłam jednak na nabożeństwo po - chcę troszkę tutaj się udzielać społecznie i co niedzielę śpiewam w małym chórku kościelnym :), zostałam też członkinią klubu "Polonia" działającym w okolicy, a co, jestem dumna ze swojego pochodzenia. I już w kościele spotkała mnie pierwsza miła niespodzianka dnia, Pan Lucjan z którym śpiewam w 'chórze' po naszej rozmowie o szkole muzycznej do której uczęszczałam i o moich głębokich żalach jak mi brak nauki gry na flecie, podarował mi w prezencie właśnie flet poprzeczny, czas wrócić do gry ^^

 Stan nie jest idealny ale jak na powrócenie do treningu zdecydowanie wystarczający, gdy uradowana wróciłam z nim do mieszkania host rodzinki, od razu przypomniałam sobie kilka podstaw gry. Nie miałam na to wiele czasu bo umówiłam się z Linką w Jersey City na herbatę, więc czas mnie gonił aby zdążyć na pociąg do Newark i tam przesiąść się do metra. Linka poprzedni tydzień spędziła na Hawaiach, więc było o czym rozmawiać.. achh.. zaraziła mnie troszkę tęsknotą do ciepłej pogody, nawet na zachętę przywiozła mi mały upominek, prześliczną sukienkę i kartę ze Starbucks z emblematem Hawaii i tancerkami Hula-hula.

 Po naszym spotkaniu zmierzałam znów w przeciwnym kierunku aby powrócić do Newark, gdzie miejsce miał mecz Jetsów z Devilami, czyli dwóch drużyn hockeya na lodzie. Bilet otrzymałam od Lisy i razem z Saskią i Niną wiernie kibicowałyśmy drużynie z Jersey czyli Devilom. Świetna zabawa, świetne bilety w loży klubu z serwisem 'all You can eat' , czego chcieć więcej?! :) Żeby było wiadomo komu kibicujemy, pomalowałyśmy sobie twarze w barwy drużyny, które były nie lada atrakcją :) Na meczowym ekranie pojawiłyśmy się aż 3 razy !! A kibice mijający nas na swojej drodze nie umieli powstrzymać się od komentarza (oczywiście pozytywnego), ehh.. jeszcze nie znają naszego ducha kibicowania w Polsce.. aż mi ich żal.. 

 Gdy wracając do domu hostów z pomalowaną Twarzą, przed północą niemalże na śmierć przestraszyłam moją host mamę.. nie miałam oczywiście takich zamiarów ale nie chciałam zapalać światła a Ona tak niefortunnie wyszła z kuchni, później tylko się śmiała sama z siebie.
Jak spędzając tak miły czas z moimi przyjaciółmi mogła bym ich tak nie nazywać.. tylko bezustannie martwić się nad tym czy to nie powinnam zadzwonić do tylko jednego z nich.. nie lubię się ograniczać i w tym przypadku ;) 

sobota, 9 marca 2013

O wszystkim i o niczym :)

Powolutku zbliża się wiosna :) Pozytywnie staram się być nastawiona każdego dnia. Jednakże, gdy po przebudzeniu promyki słońca wkradają się do pokoju zapominam o tym jak ciężko wstać z łóżka i biegnę od razu zaparzać kawę z uśmiechem na twarzy :) Niesamowite jak promienie słoneczne działają pozytywnie na człowieka.
 Nic dziwnego, iż Brazylijczycy czy Meksykanie są takimi optymistami :D a może ten pomysł z mieszkaniem na Bali troszkę by się przedłużył.. z miesiąca do roku ? :D Skoro słońce tak mnie uszczęśliwia dlaczego by nie podążać za tym szczęściem ?
Dziś delikatnie sprawdziłam nowo nabyty aparat. Muszę jeszcze dużo poczytać tak o aparacie jak i o sztuce robienia zdjęć, poza pstrykaniem 'na zlecenie' na imprezach rodzinnych raczej nie zajmowałam się tego typu sprawami.
Po pracy wybrałam się na spacer do downtown, chyba nie tylko ja miałam lepszy humor, bo od dawna nie widziałam tego miasta zatłoczonego, a dziś po kawę w Starbucksie czekałam ponad 10 minut. Niestety dobry humor sprzyja też dobrym zakupom, jednak nie mojemu budżetowi, wiem.. żyje się raz, jednak gdyby udało mi się przeżyć dłużej trzeba inwestować w edukację na którą trzeba by powoli odkładać.





Niestety kierunek na który chcę się zdecydować "International Bussines" w Katowicach jest tylko na 2 uczelniach i na obydwóch odbywa się w trybie stacjonarnym, a opłaty są takie same jak za niestacjonarne kierunki, co nie bardzo mi odpowiada.
Coś się wymyśli.. jednak szkoda by mi było zmienić kierunek, który wydaje mi się był by interesujący.
Życzę Wam miłej i pogodnej niedzieli :)

czwartek, 7 marca 2013

Ludzie listy piszą..


Listy, pocztówki, karteczki, telegramy.. czy nie wydaje się już to prehistorią , dlaczego przestaliśmy pisać ?
Pamiętam jaka podekscytowana biegłam, gdy mama lata wstecz powiedziała magiczne 3 słowa "List do Ciebie" najczęściej był to list od moich serdecznych przyjaciółek z rodzinnego miasta :)
Zabrałam się za ten temat, bo wczoraj kiedy dostałam list poczułam się dokładnie tak samo jak 10 lat temu :) Postanowiłam też, iż wrócę do aktywności w postcrossing, lubię to podekscytowanie. Co to takiego ?! Otóż strona postcrossing.com to wspaniały powrót do przeszłości przekazu wiadomości pisanej. Logując się do serwisu zgadzamy się na udział w wymianie adresu z inną osobą niejednokrotnie na drugiej stronie globu. Osoba która 'wylosuje' nasz adres wysyła pod niego pocztówkę :) My odwdzięczamy się tym samym jednak pod inny adres. Miło tak czekać wiedząc, że coś do nas przyjdzie, świetny sposób na podszkolenie języka pisanego, a może i poznanie kogoś.. kto wie co ludzie wypiszą :P

Wracając do listu który dostałam, od kochanej Angeliki dostałam dwa grosiki do spełnienia marzenia nad wodospadem Niagara :) Jadę tam w czerwcu a nie miałam żadnego grosika , dziękuję <3
Jedno z moich celów mogę już odhaczyć ;)
Nr. 14. Kupić dobry aparat fotograficzny
Kiedy już dzielę się z Wami wszystkim, polecam książkę
"Lang Lang - Playing with flying keys"



oraz nutę na dziś

poniedziałek, 4 marca 2013

Sex & the City

Nie było mnie przez calutkie 8 dni. Wybaczcie. Można powiedzieć, iż pracowałam nad zmianą mojego nastawienia do niezbyt przeze mnie lubianego New York City. W jaki sposób ? Otóż przez ostatni tydzień wszystkie wolne chwile spędzałam na oglądaniu 6-ciu sezonów 'Sex and the City'. Serial wszystkim tak dobrze znany - ja spóźniłam się o kilka lat z podążaniem za modą tego serialu.
Amerykański serial telewizyjny wyprodukowany w latach 1998-2004 przez stację telewizyjną HBO, na podstawie bestsellerowej książki Candace Bushnell o tym samym tytule. Główne postacie: Carrie Bradshaw (Sarah Jessica Parker) jest felietonistką gazety New York Star. Jej kolumna to "Sex and the City". To głównie wokół jej życia toczy się serial - każdy odcinek wkomponowany jest w jej serialowy felieton.  Miranda Hobbes (Cynthia Nixon) to odnosząca sukcesy prawniczka o niezwykle cynicznym podejściu do życia i mężczyzn. W późniejszych odcinkach serialu ma syna Brady'ego. Charlotte York (Kristin Davis) jest marszandem. Jej najważniejszym celem w życiu jest wyjście za mąż. Samantha Jones (Kim Cattrall) ma własną agencję PR. Jest najstarsza z głównych bohaterek, ale też najbardziej odważna i otwarta, nie wstydzi się swojej seksualności. Fanka związków na jedną noc. 



Serial nie tylko wciągnął mnie całą, ale zaraził sympatią do tego miasta, nigdzie nie jest idealnie prawda ?! :) Aby przypieczętować nasz rozejm (mam na myśli siebie i miasta) wybrałam się w sobotę na Manhattan. Z Lisą, Niną i Saskią ( german team ;)) wyjechałyśmy przed południem autem do Jersey City - musicie zdać sobie sprawę że parking w NYC jest niedorzecznie drogi.. dlatego ludzie wolą wydawać pieniądze na taksówkę a nie na auto ;) w Jersey City mały spacer nad portem z widokiem na wyspę która była punktem docelowym naszej podróży. Metrem ' Path' dotarłyśmy na 33 St, a stamtąd udałyśmy się w stronę Time Square, dziwne uczucie, bo ostatnio tam byłam na pierwszej wizycie w NYC, którą organizowała firma Au Pair - omijałam to miejsce szerokim łukiem, zbyt dużo turystów , aparatów i świateł :P Tym razem nawet mi się podobało. Wystarczy jedynie zmienić nastawienie :D
Co do realizacji moich marzeń - celów, stwierdziłam, że jedno marzenie jest ważne dla pozostałych - a mianowicie zakup aparatu, w jakiś sposób muszę udokumentować resztę prawda ?! więc w tym momencie mój nowy Aparat jest w drodze - FijuFilm FinePix S3300, myślę że dla amatora fotografii będzie w sam raz ;) Tak więc kiedy dojdzie do mnie pochwalę się ;)
Jeśli zmiany z nastawieniem, to zmiany - od zeszłego tygodnia chodzę do Adult Education Center w którym biorę klasy ESL. w tym samym tygodniu przeniosłam się do mojego małego gniazdka w Basmencie :) trochę więcej prywatności :) i jakoś bardziej mi się podoba, zostało 5 miesięcy.. już mniej niż więcej to może stąd ta zmiana. Pytajcie, piszcie a może jakiś temat poruszę który Was nurtuje.