czwartek, 28 marca 2013

Orlando part II

Wróciłam już do chłodniejszego Jersey z cieplutkiego Orlando na Florydzie.

Muszę jednak powiedzieć, że trochę się zawiodłam, może dlatego ,że tym razem nie miałam przy sobie Linki i Krissa z którymi mogła bym konie kraść. Wiem, że wszystko z czym kojarzy się Orlando to Magic Kingdom - Disney World . Jednak całe miasto kręci się nie tylko w okół tego jednego królestwa baśni dla dzieci .. co chwilę powstają jakieś nowe, Universal studio, Fantasyland, Sea world i tego typu rzeczy.. miasto kompletnie skomercjalizowane, sklep z upominkami na każdym kroku, odległości od jakichkolwiek ciekawych miejsc są masakryczne, co gorsza nie mogę sama na siebie wypożyczyć samochodu bez którego w Stanach nie jest łatwo się poruszać :( Jednak starałam się dojść na piechotę jak najdalej i zobaczyć jak najwięcej :) nie brałam nawet pod uwagę tych całych wyimaginowanych światów Walta Disneya , nie żebym nie lubiła tych filmów, wręcz przeciwnie ;) Wychowałam się na tych bajkach i do głównych postaci żywię nie małą sympatię , jednakże ograniczał mnie czas i budżet , nie będę płaciła 100$ żeby wejść do takiego parku , po czym przy każdej atrakcji czekać 45 minut żeby zjechać na zjeżdżalni , wybaczcie, może Was zawiodłam ale to nie moje priorytety ;) Żeby nie było, że nic nie zobaczyłam.. wybrałam się do Muzeum słynnego serialu CSI - nie wiem czy udało mi się przynajmniej raz w życiu zobaczyć ich odcinek do końca.. po prostu przestałam oglądać telewizję, poza National Geographic i Discovery , przestałam wychwytywać jakiekolwiek cenne informacje z kanałów kablówki. Jednak w muzeum była niezła zabawa .
 Przed przekroczeniem głównych drzwi do wystawy należało nałożyć na siebie kulo odporną kamizelkę i nasza przewodniczka wydawała nam jedno ze śledztw. Moim zadaniem było znalezienie mordercy jednej z kobiet zidentyfikowanej jako Diana Reiley, leżącej przy śmietniku taniego Motelu. Przechodziłam przez kilka sekcji które należało odpowiednio rozszyfrować, takich jak wykaz ostatnich wiadomości które wysłała, odciski palców, toksykologia, nie obeszło się bez sekcji zwłok, jednak wizualnie ( mam na myśli przez pokaz na stole w 4D) nie chciała bym raczej ujrzeć tych wszystkich rzeczy nawet na sztucznym ciele ;)  Po wszystkich analizach doszłam do tego, iż zabiła ją jej zazdrosna przyjaciółka , która zamiast podając jej Kokainę podała  narkotyk ponad 8 razy mocniejszy - Fentanyl Fentanilid , który natychmiast doprowadził do jej zgonu. Po rozwikłaniu całej zagadki otrzymałam nawet certyfikat ;) z ciekawszych wystaw było też 'Body exhibition' Czyli wystawa ciała człowieka w najmniejszym wydaniu, czyli można było zobaczyć, skórę, mięśnie , tkanki , żyły należące do naszej rasy , wszystko w najmniejszych szczegółach , byłam już na tej wystawie w Las Vegas więc nie widziałam większego sensu żeby oglądać ją ponownie, jednak jest ciekawa tak czy inaczej ;)
Jako, że nie chciałam marnować mojego jedynego dnia wolnego w Orlando po mojej wycieczce do CSI musseum , gnałam przed siebie w kierunku przeciwnym od hotelu. Gdzie żar z nieba zaprowadził mnie do Angielskiego Pubu z czerwonymi budkami telefonicznymi tak bardzo znanymi w królestwie Królowej Elżbiety. Jako, że nie mieli ani kawy ani herbaty, a alkohol mam prawo dopiero tknąć za miesiąc , to zdecydowałam się na trujący moją dwunastnicę napój energetyzujący, przy którym w powiewach ciepłego wiatru , studiowałam z natchnieniem losy XV wiecznego Bizancjum i szlaków wędrówki Mnichów z Wołoszczyzny. O czym mowa ?! O niesamowitej książce "Historyk" Elizabeth Kostovej, po przeczytaniu książki czułam niedosyt którego nie mogę zaspokoić kolejną książką :( i mam chęć na podróż na tereny Węgier czy Bułgarii jak i Państwo podbite przez Mehmeda II- Konstantynopol - bardziej znany jako Istanbul. Książka ta towarzyszyła mi przez cały czas trwania podróży, dzięki niej niestety udało mi się lekko 'spalić' na słoneczku, czego od kilku lat nie zrobiłam :P Możecie mi nie wierzyć , ale przez 4,5 miesiąca jakie spędziłam na Krecie nigdy nie nabawiłam się oparzeń słonecznych, moja skóra wręcz przyzwyczaiła się do takowego klimatu i oszczędzała mnie jak tylko się dało :) Z Torri za punkt zwiedzania obrałyśmy sobie kierunek do odwróconego do góry nogami budynku , udało nam się wejść do środka, mówię udało, bo do kasy biletowej czekało jakieś 100 osób, ja nie należę do osób najcierpliwszych , a Torri nie lubi tłoku tak więc jak weszłyśmy tak wyszłyśmy nie wiem czy powinnam żałować czy nie.


Na zawodach Cheerliderek , drużynom moich host rodziców poszło całkiem nieźle :) Dwie drużyny zajęły 1-wsze miejsca i jedna drużyna 3-cie miejsce. Wtorek, który był naszym dniem podróży niebywale mnie zmęczył i wybaczcie ale nie byłam w stanie opisać całej mojej wyprawy, dlatego robię to dopiero teraz. Teraz zbliżają się święta Wielkanocne więc pewnie to będzie następnym moim tematem , jak również akcja uśmiechu w NYC w którym mam zamiar brać udział w Wielką Sobotę w New York :) tak więc do usłyszenia , pozdrawiam :)







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz